Jazda na rowerze to nie tylko tęcza, lekkie podjazdy, uśmiech na twarzy i wiatr w plecy. Rzeczywistość nie zawsze jest tak różowa jak koszulka lidera Giro d’Italia. Na każdym etapie trasy może spotkać cię mnóstwo rzeczy, które skutecznie zniweczą radość z jazdy.
1. Zacznijmy od początku – wychodzenie z domu. Najpierw szukasz motywacji, potem kluczy, potem łapiesz zadyszkę po serii pajacyków żeby wciągnąć gacie na tyłek. Telefon uznał że to świetny czas na zabawę w chowanego i oczywiście, rozładowaną baterię. Uznajesz, że w międzyczasie napełnisz bidony, sprawdzisz rower, poszukasz jak Indiana Jones zagubionej arki, sorki - pompki, a po wszystkim zawracasz do łazienki bo natura nie mogła zawołać pół godziny wcześniej jak jeszcze nie miałeś na sobie trzech warstw kolarskiej odzieży. Finalnie, po zniesieniu roweru z piątego piętra zastanawiasz się jakim cudem zrobiłeś już godzinny trening nie przejeżdżając nawet kilometra.
2. Niezidentyfikowany dźwięk denerwujący. Może to obręcz, może łożyska, może suport a może Twoje kolano, które czeka na operację z NFZu w 2045. Jedno wiesz na pewno - jazda z niespodziewanymi efektami dźwiękowymi doprowadza do szaleństwa bardziej niż galopująca inflacja.
3. Jazda na trenażerze – niby forma w zimę sama się nie zrobi ale jednak nadal się łudzisz. Patrzysz w ekran z nadzieją, że cyfrowy krajobraz wynagrodzi ci strugi deszczu przelewające się za oknem, czas mija przeraźliwie nudno i plujesz sobie w brodę za te cztery pączki zjedzone w ramach leczenia jesiennej chandry.
4. Mówiąc o pogodzie – wiatr w twarz. Ten moment kiedy zastanawiasz się czy wieje z przodu czy po prostu jesteś aż tak słaby.
5. Pęknięta guma – na szczęście, w tym przypadku, konsekwencje zazwyczaj nie trwają 18 lat
6. Nie zapomnijmy o deszczu pojawiającym się znienacka jak hiszpańska inkwizycja. Żodyn się go nie spodziewał, żodyn.
7. Kierowcy – komentarz zbędny.
8. Nieogarnięci piesi – jak wyżej.
9. Marudzący towarzysz – a daleko jeszcze, a czemu to, a czemu tamto, a to ciągle tak pod górę, a kiedy będzie przerwa? Aż kusi włożyć patyk w szprychy, co?
Pamiętaj - na więziennym spacerniaku rowerem jeździć się nie da.
10. Uparty towarzysz – dołączy się podczas jazdy i siądzie na kole. Albo ciągle ma potrzebę utrzymać się na minimalnym prowadzeniu, pół szprychy przed Tobą i zastanawiasz się „czy biorę udział w wyścigu o którym nikt mi nie powiedział?" Tak, nazywa się Cyclist’s Ego Race.
11. Mocny towarzysz. Widzisz mroczki przed oczami, puchną ci nogi, twój oddech jest płytszy niż Wisła po suszy a ludzie obok dyskutują jakby nigdy nic o treningu, który zrobią po powrocie, kiedy Ty, najpewniej, wchodząc do domu, poddasz się na drugim piętrze uznawszy, że betonowe stopnie to całkiem wygodne łóżeczko. A twarde podobno zdrowe dla kręgosłupa.
12. Skleroza – sięgasz po batonika, a tam klucz imbusowy. Zadowolony po treningu sprawdzasz Stravę i uświadamiasz sobie, że zapomniałeś wcisnąć start. Łapiesz gumę – nie znajdujesz łatek.
13. Kolizja – kiedy modlisz się, żeby ten przeraźliwy dźwięk to był jednak twój pękający kręgosłup a nie nowiutka rama z karbonu.
14. Nierówna nawierzchnia, czyli bruk, żwir, tory tramwajowe. Bruk może i ładnie wygląda na zdjęciach ale niespecjalnie sprawdza się jak nawierzchnia do jazdy,szczególnie kiedy po drodze zgubisz klucze, pompkę, telefon i godność osobistą. Chciałeś się poczuć niczym gwiazda filmowa? Super, tory tramwajowe sprawią że będziesz jak Bohdan Łazuka w „Nie lubię poniedziałku”. Wjedziesz w szynę, już się z niej nie wydostaniesz i pojedziesz jak droga, pardon – tor, prowadzi. Ale w sumie to spoko, przecież zawsze chciałeś zwiedzać a zajezdnie tramwajowe w tym kraju to prawie zabytki.
15. Owady. Od biedy można się pogodzić z dodatkową porcją białka, która sama wpada do ust.
16. Siodełkowe never ending story. Po raz piąty zmieniasz siodełko z nadzieją, że to ostatnie, idealne, które będzie ci wierne aż do śmierci.A kończy się jak zwykle – ból, cierpienie, złość, wyparcie i finalna akceptacja, że poszukiwania tego jedynego nadal się nie skończyły. Plus kolejny tydzień, kiedy bolące guzy kulszowe nie dadzą ci o nim zapomnieć.
17. Otarcia i odparzenia. Przydałaby się ta słynna maść na ból dupy.
18. Jazda figurowa, którą zapewnią ci buty spd + gładka sklepowa podłoga. Wchodzisz po batonik a przy okazji robisz podwójnego tulupa, potrójnego aksla, wszystko zakończone hamowanym ślizgiem pod kasą. Szkoda, że w Żabce medali nie dają.
Podsumowując, jazda na rowerze może być najlepszym wydarzeniem w życiu, jak i najgorszym koszmarem. Zawsze możesz jeździć sam, tylko w idealną pogodę, na najlepszym sprzęcie, uciekając od offroadowych ścieżek i wielkich miast, unikając pieszych, kierowców ale umówmy się – najpewniej w ogóle byś nie wyszedł. A i tak 90% wypadków zdarza się w domu. Kolarstwo to emocje, adrenalina, niespodziewane wypadki i to właśnie kochamy w nim najbardziej ❤️